» Blog » O oczekiwaniach w RPG
08-11-2010 21:35

O oczekiwaniach w RPG

W działach: komentarze | Odsłony: 0

O oczekiwaniach w RPG
[Jeśli podbał ci sie tekst, zrób radochę autorowi i zobacz oryginalny wpis]
 
O tym, że z graczami Mistrz Gry powinien rozmawiać napisano już wiele. Najwięcej frajdy z gry mamy wtedy, gdy nasze oczekiwania zostaną spełnione – wojownik będzie mógł powalczyć, dandys zabłysnąć w towarzystwie, a netrunner włamać się do korporacyjnej sieci. Dziś chyba nie trzeba nikomu o tym przypominać, jednak ostatnio rozbawiły mnie wspomnienia dwóch sesji, w których Mistrzowie o tych pryncypiach zapomnieli. Postanowiłem je przytoczyć. Tak ku przestrodze.

Pierwsza sesja, w której brałem udział jako gracz, była przykładem solo-questa. Gry z jednym MG i jednym graczem. Wiedziałem tylko, że miał to być Świat Mroku (jeszcze stary), w którym przyjdzie mi się wcielić w śmiertelnika. Akcja została umiejscowiona w Polsce z początku lat 90tych – na drogach polonezy i maluchy, wszyscy próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości i poradzić z przeszłością, nie ma komórek i Internetu. Słowem fajny klimat, który staraliśmy odtworzyć na podstawie własnych wspomnień. Do tego postać dziennikarza z problemami wydawała się bardzo klimatyczna. I taka też była sesja.

Niestety do czasu.

Okazało się, że MG miał inne plany co do mojego bohatera. Mnie bardzo dobrze wczuwało się w swoją rolę, a miałem się przebudzić jako bohater gry Mag: Wstąpienie. Mistrz napracował się – spreparował teksty wzorowane na tajemnych księgach, zaplanował przygodę pełną magicznej symboliki. Tylko, że ja to miałem gdzieś – chciałem pograć przegranym dziennikarzem, bo i dla niego znalazłoby się masę materiału na przygody. Niestety musiałem pójść torem wyznaczonym przez ściśle liniowe ramy przygody i nie czułem się z tym najlepiej. Nietrudno się więc domyśleć, że była to jedyna przygoda jaką zagrałem tamtym bohaterem.

Bohaterem drugiej opowieści ku przestrodze jestem ja. Jako ambitny MG prowadziłem jedną z pierwszych swoich przygód do Gasnących Słońc. Jeden z graczy chciał koniecznie mieć własny statek – luksusowy liniowiec, którym mógłby latać po planetach i przewozić majętne osoby. Początkowo, w imię sprawiedliwości i litery podręcznika torpedowałem jego pomysły sprowadzając je do statku średniej klasy i to jeszcze będącego dalekiego od pełnej sprawności technicznej. Wymyśliłem scenariusz czerpiąc garściami z kina SF – przygoda miała miejsce na statku więc w ładowni zalęgło się coś, było też morderstwo, śledztwo, symbiont i strzelanina na pokładzie. I wszystko dobrze by się skończyło, gdybym nie chciał koniecznie uczynić z całej drużyny poszukiwanych i wyjętych spod prawa (wzorem kultowego serialu Firefly, pod którego wpływem byłem). Można sobie tylko wyobrazić co czuł gracz, który marzył o międzygwiezdnej linii lotniczej.

A jak to było u was? Spotkaliście się z takimi wpadkami na sesjach?

PS: Okazje się, że o wspomnianych sesjach już pisałem - zarówno o Gasnących Słońcach jak i o dziennikarzu w czasach raczkującego kapitalizmu.

Komentarze


Eri
   
Ocena:
+1
"Najwięcej frajdy z gry mamy wtedy, gdy nasze oczekiwania zostaną spełnione – wojownik będzie mógł powalczyć,"

Chyba, że gracz zrobił woja tylko dlatego, że brakowało w drużynie, wtedy niekoniecznie... Nie zawsze najwyższa kompetencja postaci = oczekiwania gracza. To tak gwoli ścisłości.
09-11-2010 09:07
oddtail
   
Ocena:
0
Nie ma nic gorszego, niż liniowa przygoda w systemie tak otwartym jak Mag...

...Mistrz Gry źle, najwyraźniej, "poczuł" Twoje chęci. A przecież dało się w tym przypadku i mieć ciasteczko, i zjeść ciasteczko. Z perspektywy Magów nie ma ścisłego podziału na Przebudzonych i Śpiących (znaczy, niektórzy na pewno tak to widzą, ale raczej Hermetycy, a i to pewnie nie obowiązkowo). Na pewno jest sporo Magów, którzy zamiast latać po Umbrach i Fundacjach, walczyć z mantikorami i Technokracją po prostu żyją dalej, ale nieco inaczej postrzegają świat. O to przecież w Magu chodzi, że magiem nie musi być facet w udrapowanej szacie, ale zupełnie normalny gość, a magia nie musi polegać na czary-mary, ale być częścią postrzegania świata przez postać.

Jeśli Twój bohater nie przejawiał cech klasycznego maga, to nie wiem dlaczego Mistrz Gry zrobił z Przebudzenia sytuację mistyczno-tajemniczą.

Bottom line: jeśli Mistrz Gry ma inne oczekiwania niż gracz, bardzo często można je do pewnego stopnia pogodzić. A Mistrz Gry z przykładu robił coś jakby trochę na siłę ;)
09-11-2010 13:04
gan
   
Ocena:
0
@Eri

No cóż - zakładam, że gracz tworzy postać, która mu najbardziej pasuje w warunkach drużyny. I przy tym założeniu często oczekiwania gracza wypisane są na karcie postaci.

@oddtail

Tak czy inaczej nigdy mi ten system jakoś nie podszedł. Zawsze wolałem Wilkołaka :P
09-11-2010 21:13
Pantokrator
   
Ocena:
0
Wszystko co tu piszę stanowi wyłącznie moją opinię i nie jest moim zamiarem kogokolwiek obrażać. Jeśli jakiś internetowy cwaniak znów ma mi zamiar wciskać (wskutek braku zrozumienia komentarza czy czystej złośliwości), że "insynuuję" poprzez posiadanie innego zdania niż większość, to chyba będzie ciekawy wskaźnik tego, dokąd polter zmierza.

Co do Gasnących Słońc: nie rozumiem gdzie w niedawaniu superstatku był błąd MG. Gracz chciał liniowiec międzygwiezdny i liczył, że dostanie? To mniej więcej tak, jakby ktoś zażądał na 1. sesji WFRP gromrilowej runicznej płytówki i Ghal Maraz do łapy.
Liniowiec międzygwiezdny może być odległym celem, czymś, co gracz kiedyś miejmy nadzieję osiągnie. Wówczas faktycznie, może realizować swoje plany. Ale równie dobrze VIPy mogę chcieć wynająć średniej wielkości, luksusowo urządzonym i szybki statek. A na taki można już sensownie szybko zarobić, zakładając, że od początku ma się własną jednostkę.

Mój inżynier w FS miał takie marzenie, by uzbierać kasę na kosmiczny pancernik (mniejsza o to, po co). Wbrew pozorom całkiem wykonalne, biorąc pod uwagę wziętą z kosmosu tabelkę kosztów. Po drodze chciałem zdobyć pancerz wspomagany i własny "mały czołg" (kiedyś to się miało potrzeby ;p) - i to się po wielu sesjach udało. I więcej miałem zabawy planując, jak wyposażyć, naprawić, przebudować ten zdobyczny transporter opancerzony, niż miałbym z tego pancernika, gdybym go po prostu dostał.

Z kolei co do wyjęcia spod prawa: skoro gracz chciał chciał zarabiać kasę na wielki statek, to w końcu i tak wpakowałby się w tarapaty ;)
Ale jednej rzeczy nie napisałeś: jakie cele miała reszta drużyny? Może wcale nie było im z "liniowcem" po drodze i preferowali zupełnie inny typ rozgrywki? Gracz też nie może oczekiwać zupełnie czego innego niż reszta drużyny, bo to by tak naprawdę zmusiło GM-a do prowadzenia 2 równoległych, niezbyt ze sobą powiązanych sesji.

Pozdrawiam.
10-11-2010 12:23
Headbanger
   
Ocena:
0
Nie mogę sie nie zgodzić z przedmówcą.

Gracz może jednak dostać np. fragtastyczny liniowiec, pod warunkiem, że ma to znaczenie w przygodzie i sens logiczny, a nie budowanie EGO i przepactwa.

Jednym słowem musi być komunikacja pomiędzy obiema stronami i wyjaśnienie co jak i dlaczego i czego można się spodziewać. Ja np. nie robił bym takiego maga, jabky konwencja przygody nie pasowała...
10-11-2010 19:40
Pantokrator
   
Ocena:
0
Ja czekam, aż autor wyklaruje, jak sytuacja wyglądała ze szczegółami, bo może graczy było dwóch i ten drugi nie miałby nic przeciwko byciu np. 1. inżynierem na tym liniowcu. Z tym, że nadal uważam, że dawanie graczowi do łapy jednego z najdroższych obiektów we wszechświecie byłoby błędem.
Chyba że gracza wybitnie i na pewno nie bawiłaby droga do celu, a jedynie właśnie takie wesołe latanie po kosmosie ;]

A co do spełniania oczekiwań - pamiętam kiedyś całą serię nudnych, gadanych sesji w "Wiedźminie". 2 krasnoludy wojownicy i walnięty w głowę mag (jaki gracz, taka postać) zbierali całą wieczność informacje o wiedźminie, który kasę zgarnął, zlecenia nie wykonał i zniknął. Po drodze były kontakty z półświatkiem, jakieś 3 tony rozmów. Krótko mówiąc - zupełna nuda. Ale gdy wreszcie tego wiedźmina zlokalizowaliśmy i wykonaliśmy nasz wspaniały plan w wyniku którego dostał w plecy 2 bełty z kusz, za łącznie chyba z 80 punktów obrażeń (kiedy 31 żywotności to w tej grze dużo, a smok ma z 70), to radość była tak niesamowita. Później jeszcze ubiliśmy w trochę mniej misternie przygotowanej zasadzce innego wiedźmina, tym razem po długiej i ciekawej walce wręcz. I choć większość czasu rozgrywka była bardzo daleka od "oczekiwań" to moja końcowa ocena całej przygody to: rewelacja! Bo najważniejsze, to dać graczowi maksimum satysfakcji, gdy już może w pełni wykorzystać możliwości swojej postaci. To nie musi następować często, ważne, by co pewien czas była okazja. Powiem więcej, oczekiwanie potęguje niekiedy pozytywne wrażenia.
Przynajmniej dla mnie tak to wygląda.
10-11-2010 20:13
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
"Jeśli jakiś internetowy cwaniak znów ma mi zamiar wciskać (wskutek braku zrozumienia komentarza czy czystej złośliwości), że "insynuuję" poprzez posiadanie innego zdania niż większość, to chyba będzie ciekawy wskaźnik tego, dokąd polter zmierza."

No bo jeden człowiek = Polter. Obecnie Polter to Pantokrator.
10-11-2010 20:23
gan
   
Ocena:
0
Błąd był w robieniu z graczy "wyjętych spod prawa". Gracz miał swoje plany na przyszłość i nagle rozpadły się jak bańka mydlana.

Jeśli chodzi o resztę drużyny był jeszcze amalteanin i inżynier pokładowy. Zrobienie z nich poszukiwanych było moim pomysłem na scalenie drużyny. Widać nie do końca trafionym.
10-11-2010 21:18
~Kaczor

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Pierwszy przykład
Kiedy to przeczytałem, aż się we mnie zagotowało. Może dlatego że sam też zaserwowałem graczom podobny motyw: stworzyli postacie a potem okazało się że będą (muszą) grać kimś zupełnie innym. Bardzo łatwo to położyć, ale myślę że kiedy taka sesja się rozwala, to wina leży po stronie GRACZA. Wiadomo, fajnie jeśli obie strony się dogadują, znają swoje oczekiwania i tak dalej. Ale bywa że brakuje czasu, albo (jak u ciebie) mg chce wykręcić fabułę o 180 stopni i wszystkich zaskoczyć. No i według mnie, jeśli nie robi tego za często, gracz powinien współpracować. Wsiąść do tego cholernego pociągu i dojechać chociaż do kolejnej stacji (czytaj sesji). Ostatecznie mg poświęcił masę czasu na przygotowania i NA PEWNO ma w zanadrzu coś ciekawego. O tym co nie wyszło zawsze można pogadać po sesji. Z twojego opisu wynika że ominęło cię coś naprawdę fajnego.
12-11-2010 21:42

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.